Akademia
Pianka na dwa palce? Obalamy popularne mity na temat piwa!
Wybór dobrego piwa w pubie to niełatwe zadanie. Masz ochotę na coś nowego, przewertowałeś więc dziesiątki pozycji. Przejrzałeś nazwy gatunków i stylów. Bierzesz do ręki szklankę z upolowanym napojem, ale z tyłu głowy wciąż pojawia się nutka niepewności. Skąd masz wiedzieć, czy to co dostałeś, ma tak wyglądać i smakować?
Popularne mity na temat piwa mają się dobrze, więc warto się z nimi rozprawić. Choć, mimo wszystko, znajdzie się w kilku to przysłowiowe ziarnko prawdy.
Piwa nie da się ochrzcić
Nie mówię tu oczywiście o odprawianiu sakramentów religijnych. To z pewnością też, jednak chodzi tu o zafałszowanie trunku. Nie da się dodać wody do szczelnie zamkniętej beczki pod dużym ciśnieniem. Nie ma też szans na rozwodnienie piwa w momencie nalewania z kranu. Pewnie, można rozcieńczyć kranówką wypełniony do połowy kufel, ale wymagałoby to zwinności prawdziwego ninja, a do tego byłoby i tak niezbyt opłacalne. Skąd więc wziął się ten popularny mit? Najpewniej z imprez masowych. Tam popularne „koncerniaki” faktycznie mają prawo smakować jak rozwodnione wersje zwykłych.
Zgodnie z polskim prawem na „masówkach” serwować wolno napoje do 3,5% alkoholu. I właśnie takie warianty znanych marek tam dostajemy. Zwykle bez stosownej informacji – sama nazwa przecież wystarczy, prawda? Jeśli z kolei mowa o dobrym piwie w renomowanym pubie, powodów bywa kilka. Może samo piwo ma po prostu wytrawniejszy charakter niż jemu podobne i stąd ten dysonans poznawczy? Ewentualnie winić można niewłaściwą temperaturę – za niską lub za wysoką.
Idealna temperatura dla piwa to wcale nie okolice zera
Zero to będziemy w stanie wówczas wynieść z takiej degustacji. Jeśli zależy nam na walorach smakowych trunku, optymalne okazuje się ok. 8°C. Stara zasada mówi też, że im mocniejsze piwo, tym wyższa temperatura podania. To prawda, a najcięższe, najbardziej złożone trunki warto degustować od chłodnych, nawet do temperatury pokojowej – tak, by poznać całe spektrum smaku i aromatu. Pół biedy, jak dostaniemy piwo za zimne, bo zawsze można poczekać aż samoczynnie się ogrzeje. Gorzej, gdyby barman podał z półki ciepłą butelkę, z której to co najciekawsze zdąży ulecieć chwilę po otwarciu.
Piwo wcale nie smakuje lepiej z osadem
Skoro już jesteśmy przy butelkach, często spotykanym mitem jest obowiązkowe nalewanie całości piwa, łącznie z osadem. Mało tego, wielu barmanów dodatkowo miesza końcówkę butelki przed przelaniem do szkła. To dobra praktyka, ale tylko w przypadku nielicznych stylów piwa, jak choćby weizena, za którego bukiet odpowiadają między innymi opadające na dno komórki drożdży. W innych przypadkach zwykle pogarsza to jakość nalanego piwa, bo z osadem dostają się nie tylko niepożądane już drożdże, ale i chmieliny lub resztki dodanych owoców. Zwykle kończy się to mętnym, błotnistym, często nieprzyjemnie gorzkim lub po prostu niesmacznym napitkiem.
Na całe szczęście, coraz rzadziej spotyka się takie sytuacje, choć w początkach Piwnej Rewolucji były bardzo powszechne. Z tego samego, praktycznego powodu nie polecam nigdy picia z butelki. Przy każdym łyku płyn miesza się z osadem i wymarzone piwo może nie spełniać oczekiwań. Na całe szczęście, w przypadku lanych piw takiego problemu zazwyczaj nie ma, może poza małymi browarami, serwującymi swoje dobroci z tanków leżakowych. To jednak dużo rzadsza sytuacja, raczej wpisująca się w urok takich miejsc niż błąd w sztuce serwowania.
Pianka wcale nie musi być na dwa palce
Błędem nie jest również nalanie piwa z pianą znacznie większą lub mniejszą niż popularne dwa palce. W ogóle kwestia piany na piwie jest nie tylko niejednoznaczna od strony technologicznej, ale często bardzo subiektywna. Wbrew przesądom, legendom i reklamom, nie ma uniwersalnej wielkości piany, a dwa palce to nie metr z Sevres. Wiele zależy od danego stylu, gdzie choćby pszeniczniaki mogą pochwalić się bujną, białą czupryną, a mocarze – jak imperialny stout lub barley wine – ledwie zauważalną obrączką.
Podobnie rodzaj szkła odgrywa tu dużą rolę. Niektóre szklanki, zwłaszcza te rozszerzające się ku górze, sprzyjają powstawaniu i utrzymywaniu się piany. Istotna jest też czystość szkła, w brudnym i zakurzonym pęcherzyki lubią oklejać ściankę, zamiast ładnie formować się na powierzchni. Zwykłe zroszenie wodą przed nalaniem piwa niweluje ten problem. Swoją drogą, kultowe w Czechach sposoby podawania samej piany w kuflu to tylko marketing nakierowany na turystów. Szanujący się Czech, bez względu na stronę lady barowej, nie pozwoliłby sobie na marnotrawstwo ukochanego napoju.
Tak prezentuje się kilka mitów z okolic barowej lady. Teraz pozostaje już tylko wybrać się do ulubionego pubu i zamówić wybrany trunek, nie przejmując się ani rozwodnionym piwem, ani idealną ilością piany. Chyba, że wolisz skosztować dobroci w domowym zaciszu. Ale to zupełnie inna historia…
Michał Zaborowski
Autor bloga chmielokracja.pl
(fot. depositphotos).